Historia (relata refero) prosta:

  • piętnastolatek trafił do ośrodka za jakąś grupową rozróbę;
  • tam się nad nim znęcano (w tym nauczycielka, może dyrektorka, nie dopytywałem);
  • w efekcie uciekł i wrócił do domu, gdzie siedzi i boi się nosa wystawić, bo policja;
  • miał propozycję spotkania z sędzią i jakiegoś rozwiązania łagodną metodą, ale się boi i nie ufa (ja też bym nie ufał).

A teraz szukam kogoś, kto ma doświadczenie z takimi sytuacjami i mógłby pomóc (osobiście lub zdalnie) wyprowadzić go z niej z jak najmniejszymi kłopotami, żeby mógł trafić na jakąś terapię i generalnie złapać pion. Osoby anarchistyczne mile widziane.